W minionym tygodniu poseł Artur Szałabawka zasłynął w mediach swoją propozycją wprowadzenia zakazu jazdy rowerem ze słuchawkami. Co ten pomysł ma wspólnego z bezpieczeństwem?

Pojawiające się doniesienia w mediach "Głos Szczeciński", "Rzeczpospolita" rozpętały dyskusję na temat zakazu jeżdżenia rowerem ze słuchawkami. 

Autorem poselskiej interpelacji w tej sprawie jest Artur Szałabawka z PiS. - Chodziło mi o to, żeby zainteresować opinię publiczną tym tematem. Najważniejsze jest, żeby zdrowy tryb życia przełożył się na bezpieczeństwo jazdy - mówi poseł. Uważa on bowiem, że jazda rowerem ze słuchawkami jest niebezpieczna bo rowerzysta nic nie słyszy. 

Jednak z badań australijskich badaczy przeprowadzonych w 2012 r. wynika, że to właśnie kierowcy mają bardziej ograniczoną percepcję od rowerzystów. Badanie przeprowadzono na ulicach Melbourne w godzinach szczytu z wykorzystaniem syntetycznego modelu ucha. Ustalono, że rowerzysta słuchający muzyki o umiarkowanej głośności z użyciem słuchawek dousznych odbiera więcej dźwięków z otoczenia niż kierowca samochodu z wyłączonym radiem. 

Warto też pamiętać, że zarówno wśród rowerzystów a także kierowców są osoby głuche, którym ustawodawca nie zakazuje jazdy pojazdem w ruchu miejskim. 

Częstym argumentem zwolenników wprowadzenia zakazu korzystania ze słuchawek dla rowerzystów jest obawa, że nie usłyszą nadjeżdżającego z tyłu samochodu. Sęk w tym, że dla prawidłowo poruszającego się ulicą rowerzysty takie dźwięki są bezużyteczne. Miałby za każdym razem odwracać się, by sprawdzić, czy przypadkiem kierowca nie zamierza go staranować, i szukać ewentualnej drogi ucieczki na pobocze lub chodnik? A co z poruszającymi się bezszelestnie samochodami elektrycznymi? Zakazać? Pyta retorycznie Paweł Szaniawski na łamach RP.pl.

Odbyła się też audycja w radiowej Trójce (kliknij aby odsłuchać całość) 

Można zatem domniewywać, o co głównie chodziło panu posłowi. 

{hb}